"To, że będę karmić moje dziecko piersią było dla mnie oczywistym faktem jeszcze nim zaszłam w ciążę. Wyobrażałam sobie, że to będzie nie tylko wspaniałe doświadczanie fizycznej bliskości z moim maleństwem, ale również wejście w jakiś magiczny krąg stuprocentowej kobiecości, jakiej doświadczają tylko te kobiety, które zostają matkami. Gdy zaszłam w ciążę, zaczęłam poznawać historie na temat karmienia piersią, stanowczo odbiegające od mojego wyobrażenia. Tylko dwie z bliskich mi kobiet opowiadały z błyskiem w oku o karmieniu piersią jako o czymś wspaniałym i wyjątkowym, do czego bardzo tęsknią. Szybko okazało się, że reszta kobiet rezygnowała z karmienia. Dlaczego? Część z nich odczuwała ból, spowodowany nieprawidłowym przystawianiem dziecka do piersi. Część zmagała się z poranionymi sutkami (co było często efektem zupełnie niepotrzebnych i zapewne zbyt intensywnych prób odciągania siary laktatorem). Inne straciły pokarm, ponieważ ich dzieci od samego początku były dokarmiane mlekiem modyfikowanym. Wiele z nich jednak twierdziło, że nie miały wystarczającej ilości pokarmu, albo że ich dzieci nie potrafiły ssać piersi. Gdyby to faktycznie miało być takim wyczynem, przypuszczam, że ludzkość dawno by już wyginęła. Żadna z tych informacji nie spowodowała we mnie zmiany nastawienia do karmienia, ale historie te bez wątpienia spowodowały, że karmienie piersią, mimo mojego racjonalnego nastawienia, przestało mi się jawić jako coś oczywistego, naturalnego i intuicyjnie łatwego, a zaczęło urastać do rangi wyczynu czy problemu, z którym przyjdzie mi się zmierzyć. Gdy urodził
się mój syn, już po kilkunastu minutach był przy mojej piersi. Wiedziałam, że
przez pierwsze dwie doby maleństwo straci na wadze, a odrobina siary, jaką
otrzyma, w zupełności mu wystarczy i będzie dla niego najlepszą, naturalną
szczepionką. Jednak gdy już drugiego dnia synek dostał w szpitalu sztuczne
mleko, a trzeciego dnia pani położna oznajmiła mi, że dziecko zbyt mocno traci
na wadze, gdy nie dokarmiam go mlekiem modyfikowanym (bo zdenerwowałam się, gdy
się dowiedziałam, że małego dokarmiano sztucznym mlekiem) byłam przerażona. Nie
chciałam zrobić mojemu Okruszkowi krzywdy, a przecież nie widziałam, czy ssąc
pierś, cokolwiek wypija i czy to mu wystarcza... W nocy, w trzecią dobę po
urodzeniu Tymka, miałam kryzys. Fizycznie i psychicznie byłam wykończona. Ale
zaparłam się, że "uruchomię" swoją laktację i co 3h próbowałam
odciągać pokarm laktatorem. Tym mozolnie odciąganym mlekiem karmiłam syna przed
podaniem mu mieszanki. Gdy zwracał całe moje mleczko, chciało mi się płakać.
Teraz wiem, że najlepsze w celu pobudzenia laktacji jest przystawianie do
piersi dziecka, a nie laktatora, jak dobry by nie był. Gdy czwartego dnia po
urodzeniu synka wróciliśmy do domu, wstawiłam wzięte ze szpitala buteleczki
mleka modyfikowanego do lodówki, a sama zaczęłam przystawiać Małego do piersi
co 2-3h. Bardzo pomógł mi w tym mąż, który wstawał w nocy za każdym razem gdy
trzeba było, kiedy ja jeszcze byłam w kiepskiej formie po operacji. Następnego
ranka miałam nawał pokarmu, a z moich piersi mleko zaczęło lać się
strumieniami. W zaledwie jeden weekend Tymuś przybrał na wadze tyle, ile wynosi
minimum tygodniowe dla noworodka.
Trwało to kilka
tygodni zanim wszystko się unormowało. Nadmiar mleka zaczęłam 'wyciskać'
ręcznie, (jak poleciły mi rewelacyjne mamy z zaprzyjaźnionej grupy na
Facebooku) i mrozić.
Na początku
przystawianie małego do piersi nie było dla mnie łatwizną, bo nie wiedziałam
jak się wygodnie ułożyć i jak trzymać Tymeczka. Karmienie trwało też znacznie
dłużej niż teraz, gdy Maluch ma już prawie 4 miesiące i wystarczy kilka minut,
żeby się najadł.Mamy w sypialni wygodne krzesło z poduszką pod moje plecy i z
drugą poduchą, na której opieram swoją rękę i Maluszka. Ta poducha, oparta o
odpowiedni podłokietnik, przydaje mi się również jako oznaczenie, z której
piersi mam karmić dziecko po kolejnym przebudzeniu, bo monotonia karmienia i
zmęczenie powodują, że nieraz można się już w tym pogubić.Dzisiaj jestem
przeszczęśliwa, że mój syn jest na piersi. Jest pulchniutkim i zdrowym bobasem,
który po porannym karmieniu, uśmiecha się do mnie najpiękniejszym uśmiechem
świata, trzymając jeszcze sutek między wargami. Ten widok wynagradza wszystko...
A pomijając aspekt zdrowotny płynący z karmienia piersią i dla synka i dla
mnie, to karmienie jest wielką wygodą i przyjemnością. Mam nadzieję karmić
Tymka jak najdłużej.
Z całego
serca trzymam kciuki za Ciebie, droga mamo-debiutantko. Zaufaj intuicji i bądź
spokojna. Wszystko będzie dobrze, a morze miłości i mleka z pewnością wnet
popłynie... :)"
- Alicja Janosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz