Innym razem szłam z mężem wzdłuż sklepowych regałów z dziecięcymi gadżetami, minęła nas młoda kobieta na zabójczo wysokich szpilkach, wystrojona i wymalowana jak na pokazie mody, pchająca wózek z maleńką, może miesięczną, dziewczynką. Mąż szturchnął mnie i rzucił: nie wygląda na taką, co to karmi piersią. To taki żarcik i nawet się uśmiechnęłam, ale teraz myślę sobie, że to się wszystko układa w jedną całość.
W naszym kraju tak jest, że coś jest czarne albo białe, niesamowite albo beznadziejne, masz wszystko albo nic, jesteś laską albo pasztetem. Nie ma czegoś tak po prostu, nie ma bycia po środku, nie ma bycia normalnym, tylko jest się hot albo not i stoi się zawsze po którejś stronie barykady. Jak tylko podejmujesz jakąś decyzję, to ktoś kto podjął taką samą mocno Cię przytuli, ale jak nie zgodzisz się z nim w innej kwestii, to tak różowo już nie jest.
Bo wszyscy dzielimy się na grupy a wewnątrz tych grup powinniśmy być tacy sami. I na przykład zdarza mi się, że mój rozmówca czy rozmówczyni po samym fakcie mojego karmienia piersią zakładają, że nie pracuję, nie mam wysublimowanych zainteresowań, noszę w chuście, dietę rozszerzałam metodą blw i milion innych rzeczy. I to jest obóz matek naturalnych, ekologicznych, czy też bliskościowych. Z kolei jak mama karmi butelką to często od razu zarzuca jej się, że nie przytula, pozwala dziecku się wypłakać, zamyka je w kojcu z plastikowymi zabawkami itd. I to jest bardzo nie fair.
Jak mama jest ładna, zgrabna, a już nie daj Boże ma umalowane paznokcie, to jest raczej wyrodną matką.
A jak jest ubrana w koszulkę ze śladami zupki, a włosy ma sklejone bananem, to prawdziwa mama bo się poświęca.
Albo na odwrót.
Jak mama pracuje, odnosi sukcesy i dobrze zarabia, to żal tylko jej dzieci, a jak siedzi w domu, sprząta, gotuje, prasuje itd to prawdziwa pani domu. Albo obibok, a tamta dba o przyszłość malucha.
Ile osób, tyle standardów, ale zawsze przypinana jest łatka. I w ten sposób w naszej kulturze objawił się obraz matki karmicielki, która siedzi w domu, nie dba o siebie, całkowicie poświęca się dziecku, nosi je wszędzie, śpi z nim, karmi domowymi obiadkami z ekologicznych produktów, a w wolnych chwilach segreguje śmieci. Karmienie piersią jest domeną ekolożek, którym (jak głosi ludowa prawda) w głowach się poprzewracało. Bycie ekologicznym budzi różne skojarzenia.
Ale uwaga, nadchodzi szoker:
karmienie piersią to nie jest filozofia.
Bycie laktywistką nie oznacza terroryzmu.
To, że daje się dziecku własne mleko, nie oznacza, że chce się zastrzelić każdą kobietę, która tego nie robi.
Znam kobiety, które karmią piersią, ale nie śpią z dziećmi, nie pieluchują wielorazowo i szczepią według przychdniowego rozkładu. I takie co nie karmią, ale noszą, tulą i poświęcają całą uwagę dziecku. Na to jak się karmi się nie "wygląda" ani nie "brzmi".
Karmię piersią i trochę jestem laktywistką, ale nie lubię stwierdzeń typu "nie możesz mówić, że promujesz kp, kiedy pomagasz koleżance wybrać mm" albo "nie mów, że wspierasz kp, jeśli nie podoba ci się karmienie publiczne". Każda sytuacja jest inna i każda z nas jest inna.
I tak, karmię, jestem laktywistką i popieram wolność mlecznych piersi (ale nie lubię jak ktokolwiek lata topless), ale moje dziecko jeździ w wózku, a niektóre popołudnia spędza z babcią. Czy wyglądam na taką, co karmi, to nie wiem, zależy jaki kto ma standard.
A ty? Wyglądasz na taką, co karmi? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz