Często tak jest, że dziecko jest marudne. Nie ma różnicy, czy jest karmione piersią, czy butelką. Może mieć gazy, biegunkę, zaparcia, kolkę, zwykłego nerwa albo i wiele różnych poważniejszych schorzeń. Dziecko też człowiek i ma prawo do choroby i złego samopoczucia. A u lekarza pada pytanie: jak dziecko jest karmione? Odpowiedź: piersią. I wszystko staje się jasne (i niejasne zarazem).
A może ma alergię na coś co pani je?
Następuje eliminacja przetworów mlecznych, produktów ostrych, słodkich i kwaśnych, owoców egzotycznych, roślin strączkowych itd itd.
A może ma alergię na pani mleko?
W takiej sytuacji, która jednak w rzeczywistości jest bardzo rzadka, nie mamy już wielkiego pola manewru.
Dzieci na piersi to mają kolki.
A może trzeba podać antykolkową butelką? Albo dolać do mleka kropelki? (W tym miejscu zawsze pytałam JAK?? No jak mam dolać te kropelki do mleka w moich piersiach? Odciąganie na początku było dla mnie trudną sprawą).
Na początku mojego macierzyńskiego debiutu zastanawiał mnie każdy ból brzucha, każde ulanie, każda ponadstandardowo płynna kupka, generalnie wszystko. I ze zdumienien odkryłam, że z łatwością winę za każdą z tych rzeczy można było zrzucić na moje mleko. Albo było go za mało, albo było za chude, albo wypływało za szybko, albo za wolno, albo było za dużo mleka I fazy, albo w moim mleku było coś, co dziecku szkodzi. I to nie tak, że konsultowałam się z jednyn lekarzem w życiu, kilku ich było, a zdarzało mi się usłyszeć, że na samym mleku mamy to się dziecka nie wyżywi, a propozycje podania mleka modyfikowanego słyszałam niemalże na każdej wizycie. I tak przy ulewaniu proponowano mi przejście na mleko z oznaczenien AR (antyrefluksowe), przy bólach brzuszka z oznaczeniem Comfort, profilaktycznie na ewentualną alergię oznaczone HA (hipoalergiczne). Czasem dokładnie z nazwą marki. Naiwnie chcę wierzyć, że lakarze mieli dobre intencje, bo nie wiem, czy to możliwe, by wszyscy życzyli mi źle. W kwestii karmienia piersią w żadnym z odwiedzonych przeze mnie gabinetów lekarskich nie uzyskałam wsparcia. I niestety nie tylko ja. Sytuacja jest niewesoła, bo po prostu niewiele jest lekarzy, którym na karmieniu piersią zależy, a niektórzy naprawdę wierzą w to, że "profilaktyczne" dokarmianie jest z korzyścią dla dziecka, a nawet, że samo mleko mamy nie wystarcza albo że modyfikowane mleko krowie to lepszy wybór. Wbrew temu, co się mówi, mleko mamy rzadko jest winne całemu złu tego świata, a każdą dokuczliwą dolegliwość da się wyleczyć lub załagodzić bez konieczności przerywania karmienia piersią. Mleko mamy idealnie dba o stan układu pokarmowego maluszka, a większość przypadłości to sprawy typowe dla wieku niemowlęcego (np. ulewanie, kolki), które mijają z czasem.
Mleko wszystkiemu (nie)winne
czwartek, 14 maja 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz